ale po filmie Luhrmanna i w takim wykonaniu zafascynował mnie. Film ma w sobie wszystkie emocje, które pozwoliły poczuć mi pasję, miłość do muzyki, dramat przegranej walki o niezależność, zagubienie Elvisa. Znienawidziłam złola Hanksa, który zatopił swoje chciwe kły w chłopaku.
Bardzo doceniam pokazanie, co było inspiracją dla Elvisa - gospel, blues, serce i ogromny muzyczny talent Afroamerykanów, co jest oczywiste. Ale dobrze, że wybrzmiało.
I przede wszystkim Austin Butler, który nie grał Elvisa, on po prostu nim był. Wspaniała rola.
Film jest ekscytującym widowiskiem.
Dosłownie wszytko napisałaś co sama sądzę po dzisiejszym seansie. Spłakałam się na maxa, nienawidzę Toma, zakochałam się w Elvisie. I gdybym żyła w jego czasach, na bank mdlalabym pod sceną z zachwytu nad jego magnetyzmem. Omg co za artysta! Co za mężczyzna! ❤️
A co, zazdrosny? Nie ona jedna. Prawda jest taka, że Elvis miał niespotykany magnetyzm i charyzmę. Nie ma co się obrażać na życie, że jeden rodzynek dostał na starcie więcej.
Przede wszystkim - Elvis był groomerem, za Priscillą latał gdy ta miała 14 lat, a on 24. Faszerował ją narkotykami i manipulował, o czym sama mówiła, a gdy zaszła w ciążę i urodziła, to nie chciał z nią sypiać, bo nie wyobrażał sobie tego robić z kobietą, która urodziła dziecko. Dopiero po rozwodzie Priscilla jako-tako wyszła na prostą (w sumie też spekulacyjne). W międzyczasie oczywiście Presley sypiał z kim popadnie, głównie ze sporo młodszymi od niego dziewczętami, nastolatkami, nawet gdy ten miał dobrze ponad trzydzieści lat. To nie jest normalne zachowanie i nie była to dobra osoba. Sama uwielbiałam i lubię muzykę Presleya, w gimnazjum kochałam go słuchać i znałam piosenki na pamięć, ale z wiekiem człowiek dowiaduje się nowych rzeczy, które kompletnie zmieniają perspektywę. W filmie były pokazane niektóre ekscesy Presleya, ale i tak film obszedł się z nim niesamowicie łagodnie. Nawet przy scenie jak spędza czas z Priscillą w Niemczech jedyne co było powiedziane, to to, że jeszcze była nastoletnia. Szkoda, że nie dałoby się z niej wywnioskować, że bliżej jej było do 10 lat niż 20.
Elvis był zakochany w mamusi. Wiec oczywiście wszystkie kobiety musiał traktować słabo. Jest piękna scena kiedy jego matka krzyczy do podnieconej dziewczyny "Nie krzywdź mojego chłopca". Tragiczna postać człowieka który poświęcał sie dla rodziców i został wydymany. Potem oczywiście sam "dymał" dziewczyny, bo gdzieś musiał odreagować. Takie jest prawo przyczyny i skutku. Wspaniały artysta. Przegrany człowiek :(
Nie ma to jak oceniać człowieka na podstawie biopicu dla fanów mnożonego przez stereotypy i wyobraźnię. Przeczytaj może choć jedną książkę napisaną w oparciu o świadectwa ludzi, którzy go naprawdę znali, np. Elvis and the Memphis Mafia, Alanny Nash, czy któreś ze wspomnień Sonny'ego Westa, to się zdziwisz... W każdym razie jest nadzieja, że.
Również w punkt oddałaś moje odczucia po seansie, magnetyczna postać Elvisa! Od razu urosła we mnie chęć poznania jego biografii, posłuchania jego piosenek... idealna pozycja do obejrzenia na wielkim ekranie , gdzie mamy dobrą jakość dźwięku <3
Biografia może niesamowicie rozczarować, zwłaszcza jak weźmie się pod uwagę jak naprawdę wyglądała jego relacja z Priscillą, ile ona miała lat gdy Elvis się za nią uganiał i z jak młodymi dziewczętami sypiał
Rocketman świetny, ale Elvis przynamiej we mnie wzbudzil większe emocje, może dlatego, że Eltona kocham, ale to Elvisa jestem psychofanka;)
Podpisuję się oburącz. Fanką nie byłam i raczej, mimo filmu, nie zostanę. Mnie za to bardzo spodobało się pokazanie ówczesnego kontekstu politycznego i społecznego. Na drugim miejscu starcie rozbieżnych interesów - menedżera, samego Elvisa, jego rodziców i tego, czego od takiego popularnego człowieka oczekiwania opinia publiczna. Dawno nie straciłam w kinie poczucia czasu. A ten film tego dokonał. Wciągnął na całego takiego starego wróbla jak ja ;).
nie wszystkie, Austin nie śpiewał "If I can dream", to było oryginalne nagranie.
Na pewno część. W końcowej części jest mieszanka jego wykonania i prawdziwego Elvisa
sprawdziłam i śpiewa, ale jeśli nie ma błędów w tłumaczeniu to głównie partie młodego Elvisa.
Zgadzam sie z kazdym zdaniem. Film mnie bardzo wzruszył, ale i zaśmucil. Ostatnia scena szczegolnie. Hanks zagral wybornie. Mialam.ochotę go udusic.
ja jako wieloletni Fan ELVISA !! bylem sceptyczny i to bardzo ..bylem dzis w kinie i jestem pelen entuzjazmu jak mlody chlopak nauczyl sie mimiki ekspresji muzycznej ruchow ..nawet ten usmiech. Uwazam ze lepiej odegral go jako "po 40stce" - film nalezy ogladnac w kinie bez dwoch zdan :) Tom Hanks jak zwykle revelka !!! 9/10
Hanks zagrał tak, że się po prostu go nie trawi, przynajmniej od pewnego momentu - innymi słowy świetnie odegrana rola.
Dokładnie. Żeby aż tak nie polubić jakiegoś bohatera, aktor musi umieć to zagrać.
Przyznam, że ja też, chociaż natomiast rozumiem jego fenomenem lata 50-te w USA były jeszcze konserwatywne a on ze swoimi kocimi ruchami się wyróżniał. Natomiast film mnie rozczarował, o ile dałem się wciągnąć w magie Moulin Rouge! z 2001 roku również w reżyserii Luhrmanna tak Elvis w jego wykonaniu był dla mnie zbyt długim seansem, niektóre sceny bym nawet skrócił, a okazuje się, że film ma otrzymać jeszcze wersję reżyserską, lecz przyznam, ja po nią nie sięgnę.
Osobiście uważam, że pierwsze 30 minut były męczące druga połowa lepsza, gdy już film tak nie pędzi, przez szybkie początkowe tempo film oglądałem na raty. To, co pochwalę to techniczne aspekty filmu, jednak zabrakło mi odpowiedniego balansu tej historii, miałem poczucie, że oglądam bombkę, która w każdej chwili może pękną od ciężaru swojego brokatu.
Oglądałem wcześniej Moulin Rouge! z 2001 i mnie oczarował, w tym przypadku musiałem po 30 minutach dawkować sobie film.
Oczywiście to moje zdanie i szanuje twoją opinię, chciałem się tylko podzielić swoim zdanie z racji tego, że też oceniłaś film, ale wiadomo, że ile widzów tyle różnych ocen.
To chyba pierwsza rola Hanksa w ktorej gra czarny charakter. Swietny aktor. Jak dla mnie przycmil Austina.
Rzeczywiście co ciekawe akurat za tę rolę otrzymał nominacje do Złotych Malin. Moim zdaniem zupełnie niezasłużenie moim zdaniem mimo tego, że jego postać była przerysowana to Tom wypadła w tej roli całkiem dobrze.
oj tak miałam dokładnie to samo! znałam twórczość Elvisa poniekąd, ale ten film tak wbił mnie w fotel, że oglądam wszystkie filmy o elvisie i jego żonie i twórczości! Austin po prostu był Elvisem to się dało w każdym calu zobaczyć!
Obejrzeć obejrzałem, bo tak jak nie jestem fanem Queen ani Elvisa, tak każdy chyba wie cokolwiek o Elvisie i Freddym. Są to tak znane postacie, że nawet jako laik w ich dorobku życiowym postanowiłem i jedno i drugie obejrzeć.
I o ile film o Queen mi się podobał - ja tam o dziurach w życiorysie Freddyego nie wiedziałem, więc dla mnie się to oglądało przyjemnie,
tak ten o Elvisie coś mi tu nie leżało.
Napewno dla mnie był zbyt chaotyczny początek. Jakieś takie przeskoki w czasie, ledwo się ten Pułkownik nim zainteresował, a już był jego promotorem. No coś tu mi nie grało. Ale w sumie później film wkroczył na dobre tory.
Szkoda że na końcu nie pokusili się na jakieś fotki z życia Elvisa, a tylko bidny tekst na czarnym tle.
Sądziłem, że będzie to mocno w stylu filmu o Queen, ale chyba nie chcieli zbytnio kopiować.
Było ok, ale ten początek oj coś mnie zniesmaczył.